Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

Ukraina uderza w miękkie podbrzusze Rosji

Dodano: 07/05/2024 - Nr 19 z 08 maja 2024
FOT. ALINA SMUTKO / REUTERS / FORUM
FOT. ALINA SMUTKO / REUTERS / FORUM

„Potężna” Rosja nie potrafi obronić swych rafinerii naftowych, jednego z głównych źródeł dochodu. Niewielkim kosztem, tanimi dronami, Ukraina boleśnie kąsa wroga. Nie wszystkim na Zachodzie się to podoba, ale Kijów wie, co robi, przenosząc wojnę na teren Rosji.

Operacje prowadzą dwie służby ukraińskie. Wywiad wojskowy (HUR) i Służba Bezpieczeństwa Ukrainy. Odniosły dotychczas wiele sukcesów w atakowaniu obiektów energetycznych i instalacji wojskowych w Rosji i na terytoriach okupowanych. Regularnie atakowane są też mosty i linie kolejowe. Prawdziwy pogrom Ukraińcy urządzili Flocie Czarnomorskiej. Mając wręcz symboliczne siły morskie, zdołali wypchnąć rosyjskie okręty daleko na wschód od Krymu. Najpierw Rosjanie musieli zwinąć blokadę morską ukraińskiego wybrzeża na zachód od Krymu. Potem dostali kilka ciężkich ciosów w portach krymskich, w tym w głównej bazie w Sewastopolu (choćby atak na główne dowództwo Floty Czarnomorskiej). Trzeba było uciekać aż do Noworosyjska na rosyjskim wybrzeżu, a i tak na dno poszedł już co trzeci okręt sił morskich Rosji na Morzu Czarnym.

To boli Rosję

Strategii ukraińskich ataków na obiekty w Rosji przyświecają cztery główne cele. Po pierwsze, chodzi o osłabianie potencjału wojskowego wroga (stąd uderzenia w obiekty stricte wojskowe i zakłady zbrojeniowe). Po drugie, chodzi o osłabienie armii wroga i jednocześnie zmniejszenie wpływów do budżetu Rosji (stąd ataki na rafinerie i składy paliw: ogranicza to dostawy paliwa dla wojska i paliw oraz ropy na eksport). Po trzecie, chodzi o przeniesienie wojny na teren wroga i pokazanie Rosjanom i światu, że rosyjski reżim nie jest w stanie zapewnić ochrony swym obywatelom i strategicznej infrastrukturze. Po czwarte, postawić Rosję przed tym samym wyborem, jakiego musi dokonywać od dawna Ukraina: w jaki sposób podzielić zasoby obrony powietrznej, żeby z jednej strony spełniały swoją rolę wsparcia sił walczących na froncie, a z drugiej chroniły infrastrukturę krytyczną w głębi kraju. Opcją jest umieszczenie systemów obrony powietrznej w każdym obiekcie, który mógłby zostać zaatakowany przez drony. Broń rakietowa krótkiego i średniego zasięgu, taka jak na przykład Pancyr-S1, prawdopodobnie byłaby do tego odpowiednia.

Kluczową bronią w tej ukraińskiej kampanii są drony. Głównie produkcji ukraińskiej, choć Wielka Brytania pomaga Kijowowi w zakupie, produkcji i dostarczeniu tysiąca dronów-kamikadze. Ukraińscy specjaliści budują drony, a szeroki ruch wolontariuszy (także w innych krajach, choćby w Polsce) wspiera ich rozwój i zaopatrzenie. Drony te stały się bardziej wyrafinowane, wykorzystując sztuczną inteligencję do nawigacji i unikania zagłuszania zamiast komunikowania się z satelitami orbitalnymi. Nowe ukraińskie bezzałogowce mają obecnie zasięg nawet do 1000 kilometrów, przenoszą znacznie większe ładunki i są bardziej precyzyjne. Zresztą tak samo rozbudowano arsenał dronów morskich.

Jak bardzo rozwinął się od początku pełnoskalowej wojny z Rosją program bojowych dronów na Ukrainie, świadczy bilans ataków nie tylko na rafinerie, lecz także na ważne obiekty transportu, bazy wojskowe, wreszcie samoloty i okręty rosyjskie. Nikt już dziś nie mówi o słynnych tureckich bayraktarach, które siały spustoszenie w szeregach Rosjan i układano na ich cześć piosenki w pierwszych miesiącach wojny. Od co najmniej początku roku nie ma niemal dnia, żeby nie było informacji o kolejnym ataku z użyciem dronów ukraińskich i pozyskanych od Zachodu pocisków rakietowych (brytyjskich Storm Shadow czy amerykańskich ATACMS). Ofiarą często są ważne systemy uzbrojenia Rosjan. Na przykład w kwietniu Ukraińcy zniszczyli w bazie w Dżankoj na Krymie system rakietowej obrony powietrznej S-400 i dwa systemy S-300.

Drony nad rafineriami

Jednak najwięcej uwagi przyciąga seria ataków na obiekty energetyczne Rosji. Kijów nawet nie ukrywa, że to także odpowiedź na rosyjskie ataki na ukraińską cywilną infrastrukturę energetyczną. W styczniu Ukraina zaatakowała rafinerię w Tuapse, ale też – co zasługuje na szczególną uwagę – terminale naftowe w porcie Ust’-Ługa, niedaleko Sankt Petersburga. W lutym uderzono w rafinerie w Wołgogradzie i Kraju Krasnodarskim, tudzież magazyny ropy naftowej w Kursku i obwodzie orłowskim. W marcu zaatakowano rafinerie w Kałudze, Samarze, Tatarstanie. Na liście zaatakowanych rafinerii znalazł się też zakład w Riazaniu, należący do Rosnieftu. Inny atak dronów był wymierzony w rafinerię NORSI w pobliżu Niżnego Nowogrodu, około 430 kilometrów na wschód od Moskwy. Drony wysłane przez wywiad wojskowy zaatakowały zaś rafinerię w Kirszach (obwód leningradzki) i Nowoszachtyńsku (obwód rostowski). W nocy z 23 na 24 kwietnia ukraińskie drony zaatakowały i podpaliły rafinerie ropy naftowej w Smoleńsku, Woroneżu i Lipiecku. Tylko w pierwszej połowie kwietnia Ukraina zaatakowała obiekty energetyczne w ośmiu rosyjskich regionach. Wcześniej zaatakowano również fabrykę dronów Shahed 136/131 w pobliżu Jełabugi w Tatarstanie – ponad 1000 kilometrów od wschodniej granicy Ukrainy.

W zasięgu przeciwnika znajdują się wszystkie rafinerie po tej stronie Uralu, odpowiadające za ponad połowę przerobu ropy naftowej w Rosji.

W normalnych warunkach konsekwencje takich ataków można wyeliminować w ciągu miesiąca lub dwóch. Ale warunki są inne. Na Rosji ciążą sankcje, a w związku z tym brak dostępu do wielu urządzeń i technologii zachodnich koniecznych dla funkcjonowania rosyjskich rafinerii – zmodernizowanych w większości w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Wiele części i urządzeń potrzebnych do naprawy nie jest skomplikowanych, podobne można znaleźć w Rosji lub Chinach, ale w przypadku oprogramowania i elektroniki jest dużo gorzej. Wiele urządzeń w rafineriach jest wyposażonych w sterowniki i procesory, które muszą być kompatybilne z systemami sterowania sąsiednich urządzeń oraz ogólnym systemem kontroli i zarządzania produkcją. Co znaczy, że muszą być od tego samego producenta, często z Zachodu. Ukraina uszkodziła lub zniszczyła co najmniej 14 proc. rosyjskich rafinerii ropy naftowej. Ataki zmniejszyły dzienną produkcję ropy w Rosji do 600–900 tys. baryłek. Decyzja reżimu rosyjskiego o półrocznym zakazie eksportu benzyny (od 1 marca) to też efekt ataków Ukrainy. Co więcej, Rosja zaczęła nawet importować benzynę z Białorusi!

Zachód wobec strategii Kijowa

Co należy podkreślić, „dronowa ofensywa” Ukrainy (choć używane są nieraz również pociski rakietowe) jest prowadzona niemal wyłącznie przy użyciu sprzętu wojskowego z krajowego arsenału. W przypadku ataków na cele w Rosji to wyłącznie ukraińska broń, bo Kijów nie chce narażać się tym krajom Zachodu, które dostarczając broń, zastrzegają, że nie można jej używać do „prowokowania” Rosji i „eskalowania” konfliktu – a tak postrzegają uderzenia ukraińskie na terenie Rosji. Opinia Zachodu na temat ukraińskiej kampanii ataków na cele w Rosji jest bowiem podzielona. Powtarzające się ukraińskie ataki na rafinerie ropy naftowej wywołały sprzeczne reakcje.

Działania wojenne Kijowa mające doprowadzić do kompletnej klęski Moskwy, a więc i uderzenia na cele w głębi kraju Putina, popierają Wielka Brytania, Polska, Czechy, Norwegia, Dania, Szwecja, Finlandia, Estonia, Łotwa i Litwa. Ponieważ Rosja przeprowadziła atak na infrastrukturę energetyczną, który zniszczył największą elektrownię w obwodzie kijowskim na początku kwietnia, Ukraińcy mają prawo zrobić to samo – mówi minister obrony

Estonii Hanno Pevkur. 

Na czele przeciwnego obozu, który wciąż powtarza frazesy o tym, że nie wolno robić niczego, co by „eskalowało” konflikt, są USA i Niemcy. Niemiecki opór wobec ukraińskich prób przeniesienia wojny na teren Rosji nie dziwi, biorąc pod uwagę całokształt polityki Berlina wobec tej wojny. Ale dlaczego USA? Wiceprezydent Kamala Harris wezwała Wołodymyra Zełenskiego do zaprzestania ataków, podczas gdy amerykańscy urzędnicy ostrzegli, że ataki mogą naruszać prawo międzynarodowe. Administracja Bidena obawia się, że ataki na rosyjski przemysł naftowy mogą w połączeniu z innymi czynnikami globalnymi podnieść ceny ropy – a to fatalna informacja w okresie wyborczym. Po drugie, wciąż żywa jest w Waszyngtonie obawa, że radykalne kroki Kijowa skłonią Moskwę do użycia broni atomowej. No i wreszcie, co najważniejsze: obecna administracja USA, jak i większość rządów

Zachodu, nie chce kompletnej klęski Rosji, zwłaszcza gdyby poszedł za tym rozpad tej federacji.

     

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów www.gazetapolska.pl

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@gazetapolska.pl

W tym numerze