Opłakując odejście Joanny Kołaczkowskiej, opłakujemy nie tylko dramatyczny los świetnej artystki, która zmagała się z chorobą nowotworową. Opłakujemy znakomitą aktorkę sceniczną, która fenomenalny talent, niebanalny dar budzenia śmiechu i uśmiechu łączyła z wyczuciem nastrojów widowni, prawdziwym kabaretowym polotem i osobistym urokiem.
Kto pamięta sprzed dekad fenomen polskiego kabaretu studenckiego, ten wie, że Joanna Kołaczkowska była jedną z jego najwybitniejszych reprezentantek. Dla młodszych widzów to artystka rządząca na kabaretowych, wakacyjnych rewiach, krótkich filmikach z urywkami skeczów w mediach społecznościowych. Dla tych, którzy pamiętali przejście z PRL do III RP, to przede wszystkim wykonawczyni świetnych, mniej lub bardziej purnonsensowych numerów z kabaretu Potem. Kołaczkowska zaczynała w zielonogórskim Drugim Garniturze. Zielona Góra, z której wywodzi się niejedna gwiazda mocno już dziś skomercjalizowanego (i niestety czasem mocno stronniczego
SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów oraz lektora na gazetapolska.pl
Miesięczny dostęp do wszystkich treści serwisu www.gazetapolska.pl.
Masz już subskrypcję? Zaloguj się
* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas [email protected]
