Nieudana próba federalizacji amerykańskiego systemu wyborczego, która ostatecznie poległa w Senacie, to kolejny przykład kuriozalnej strategii Bidena i demokratów. Znowu za priorytetową uznano legislację, która nigdy nie miała szans powodzenia.
Gdyby popatrzeć na ostatnie działania prezydenta USA przez pryzmat politycznego zdrowego rozsądku, to trudno dopatrzeć się w nich jakiegokolwiek sensu. Biden, któremu i tak już zarzucano brak efektywności i realizacji swoich kluczowych obietnic, postanowił szukać ratunku w jeszcze większej dawce politycznej donkiszoterii i bezsilnego walenia głową w mur.
Ostatni szaniec
Prezydent najpierw stworzył apokaliptyczną narrację: demokracja jest zagrożona, wybory być może już nigdy nie będą uczciwe, czeka nas powrót do mrocznych czasów segregacji rasowej. Potem podał receptę: ratunkiem będzie uchwalenie reformy praw wyborczych, tylko to pozwoli nam uniknąć ostatecznej katastrofy. Sprawa jest
SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów oraz lektora na gazetapolska.pl
Miesięczny dostęp do wszystkich treści serwisu www.gazetapolska.pl.
Masz już subskrypcję? Zaloguj się
* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas [email protected]
