Przekaż 1,5% na media Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy! Przekaż TERAZ » x

Karty, kije i obóz podłości

Dodano: 04/12/2012 - Nr 49 z 5 grudnia 2012
Marszałek Franciszek Bieliński, mój przodek po kądzieli (po śp. Mamie Marii Janinie Bielińskiej-Czarneckiej) – bo o nim mowa – burknął, że żadnego klechy, do tego jeszcze nieumówionego, przyjmować nie zamierza. Ksiądz jednak nie dawał za wygraną i dobijał się nadal. Był nim Jan Baudoin de Courtenay, twórca pierwszych w stolicy Rzeczypospolitej ochronek dla dzieci. W końcu żądający jałmużny na szlachetny cel kapłan przedarł się przez kordon służby i wpadł do pokoju, w którym marszałek wciąż przegrywał, i to zdaje się niemało. Tego już Bieliński nie zdzierżył, wpadł w furię i wymierzył księdzu siarczysty policzek. Baudoin de Courtenay przyjął to ze stoickim spokojem i rzekł: „Panie marszałku, to dla mnie, a co dla moich dzieci?”. Tyle rodzinna anegdota. Pragnę uspokoić czytelników – mój przodek ochłonął, zmitygował się i ksiądz z pustymi rękoma z pałacu w Otwocku nie wyjechał. A marszałek Bieliński przeszedł do historii Warszawy i Najjaśniejszej Rzeczypospolitej jako ten, od którego
     
28%
pozostało do przeczytania: 72%

Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów www.gazetapolska.pl

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@gazetapolska.pl

W tym numerze