Tusk mówił, że tama wytrzyma. Woda zabiła ludzi
Zerwane mosty, wyrwane słupy energetyczne, wbite w budynki samochody, zniszczone domy, sterty śmieci i smród stęchlizny. Tak wyglądają miasteczka i wsie, przez które przeszła potężna fala wody z przerwanej zapory w Stroniu Śląskim. Premier Donald Tusk do ostatniej chwili twierdził, że ta wytrzyma. – To była fala jak tsunami – słyszymy od mieszkańców tej miejscowości. Ale śledztwo w tej sprawie zostało wszczęte prawie dwa tygodnie po katastrofie. W tym czasie nie przeprowadzono oględzin terenu, na który mógł dostać się każdy.
Dopiero 12 dni po katastrofie Prokuratura Okręgowa w Świdnicy wszczęła śledztwo w sprawie przerwania zapory ziemnej zbiornika w Stroniu Śląskim na potoku Morawka, będącym dopływem Białej Lądeckiej. Śledztwo prowadzone jest w kierunku nieumyślnego sprowadzenia katastrofy budowalnej. W niedzielę 15 września wał bowiem przerwała woda, która później zniszczyła Stronie Śląskie i inne miejscowości. W dniu wszczęcia śledztwa prokuratura jeszcze nie wiedziała, kiedy zostaną przeprowadzone oględziny terenu. Jak opowiadają nam mieszkańcy Stronia Śląskiego, przed katastrofą oraz w kolejnych dniach po niej miejsce zdarzenia nie było odpowiednio zabezpieczone i każdy mógł dostać się do zapory, a nawet wejść na jej koronę. W okolicy swobodnie spacerowali mieszkańcy i inne osoby.
„Tama powinna wytrzymać”
Właśnie w dniu przerwania zapory premier Donald Tusk wziął udział w konferencji prasowej w Kłodzku. Przekazał informacje na temat sytuacji powodziowej. Mówił również o „poważnej sytuacji” na zbiornikach retencyjnych w powiecie kłodzkim. „Najtrudniejsza sytuacja jest w Stroniu i Międzylesiu. Pojawiły się głosy, że być może tama na zbiorniku nie wytrzyma, ale one nie są prawdziwe. Tama powinna wytrzymać, nie mamy żadnych informacji, także od tych, którzy odpowiadali za remont tej tamy sprzed lat. Ona powinna wytrzymać. Natomiast przesiąka i woda płynie. Ale nie powinno dojść do jakiegoś zasadniczego dramatu” – powiedział Donald Tusk 15 września około godz. 8. Na temat pęknięcia wału komunikat wydały Wody Polskie. Dowiadujemy się z niego, że „zbiornik w Stroniu Śląskim był przygotowany na przepływ rzędu 70–80 m³/s”, ale przyjął falę powodziową rzędu 320 m³/s. Przekroczenie maksymalnego poziomu w zbiorniku nastąpiło już 14 września o godz. 21.13. „W niedzielę ok. godz. 10.35, ze względu na ciągły napór wody na konstrukcję zbiornika, doszło do rozmycia zapory ziemnej i woda przelała się przez obiekt w całkowicie niekontrolowany sposób” – napisano w komunikacie. Wody Polskie przekonują, że władze Stronia Śląskiego były informowane o zagrożeniu już 14 września, a w momencie przelania wody miejscowe centrum zarządzania kryzysowego otrzymało informacje za pośrednictwem straży miejskiej. Wtedy miała być to jedyna możliwa droga komunikacji z powodu braku łączności telefonicznej. Wody Polskie potwierdziły wiadomość o zniszczeniu zapory dopiero ponad dwie godziny później. W efekcie informacje o potężnym zagrożeniu dotarły do kolejnych miejscowości za późno.
„Cud”
Docieramy do niewielkiej miejscowości Żelazno w powiecie kłodzkim. Droga przez wieś jest częściowo zniszczona, ruchem kieruje policja. Przy rzece stoi wrak samochodu. Przy każdym domu leży sterta różnego rodzaju śmieci, m.in. mebli zniszczonych przez powódź. W tej miejscowości spotykamy się z 77-letnią panią Marią i jej synem Januszem. Ich skromny dom znajduje się w niewielkiej odległości od rzeki. Woda wdarła się do domu i zmusiła do ucieczki na strych. Rzeka zmiotła m.in. stojącą przy budynku szopę. – W wodzie płynęły psy, koty, budy, kubły na śmieci. Coś okropnego. Parter mamy praktycznie całkowicie zniszczony – mówi pani Maria. Jak opowiada, po pojawieniu się pierwszej wody, nagle przypłynęła potężna fala. – To lunęło! – mówi nasza rozmówczyni. Pan Janusz pokazuje leżące za domem drzewo. – Gdyby skręciło w stronę domu, to już by nas tu nie było. Ten budynek zostałby zmieciony. Cud, że to drzewo się zatrzymało – mówi. Jak opowiada, za domem był niewielki las. Nic z niego nie zostało. W jego miejscu leży mnóstwo kamieni naniesionych przez wodę. Pani Maria i pan Janusz nie mają wątpliwości, że przyczyną uderzenia wielkiej wody było przerwanie zapory w Stroniu Śląskim. Nie zostali ostrzeżeni o tym zdarzeniu. Podkreślają, że otrzymali pomoc od wolontariuszy z innych części Polski, którzy deklarują dalsze wsparcie. Potrzeby są jednak ogromne. Nasi rozmówcy obawiają się też nadchodzącej zimy. Jak mówią, pełno jest oszustów oferujących wykonanie remontu, którzy próbują wyłudzać pieniądze, przekonując, że to forma zaliczki.
Dwa tysiące wolontariuszy w małej wsi
Docieramy do Radochowa, niedaleko Lądka-Zdroju. Ta miejscowość ucierpiała jeszcze bardziej, część dróg jest zamknięta. W okolicach rzeki widać zniszczone domy, niektóre z wyrwanymi murami. Przy położonym na wzgórzu kościele działa duży punkt pomocowy, gdzie spotykamy się z ks. Krzysztofem Pełechem. Jak opowiada, od soboty 14 września aż przez cztery dni w Radochowie nie było prądu ani zasięgu sieci komórkowej. – Wysoka woda pojawiła się w sobotę 14 września, to zaniepokoiło mieszkańców, ale w pewnym momencie ten poziom wody zaczął się stabilizować. Niektórzy wracali do domów, bo myśleli, że już jest bezpieczniej, więc można pójść i ewentualnie zabezpieczać to, co zostało. W niedzielę po mszy świętej, po południu, poszedłem nad rzekę, żeby sprawdzić sytuację. Usłyszałem wielki szum. Zaczęły płynąć śmieci. Poziom wody podniósł się o półtora metra w ciągu 15 minut. Ta woda niszczyła wszystko, wyginały się słupy energetyczne. Samochody płynęły jak klocki. To był potężny kataklizm. Myślę, że gdyby nie przerwanie tamy, to większość domów wcale by nie ucierpiała – mówi ks. Krzysztof. Podkreśla, że do Radochowa dotarła ogromna pomoc, głównie od wolontariuszy. – W Radochowie mieszka niecałe 600 osób, a w pewnym momencie wspierało nas około 2 tysiące osób. To była prawdziwa bomba miłości w naszej wspólnocie, która dała nam wielką motywację – opowiada. – Pamiętajcie o nas, bo to nie skończy się szybko. Odbudowa potrwa długo. Chcę podziękować wszystkim, którzy nas wsparli, a był to pełny przekrój społeczeństwa. Od kleryków z seminarium po kibiców Legii Warszawa – mówi ks. Krzysztof.
„Nie mam siły mówić”
Wjeżdżamy do Lądka-Zdroju, gdzie widać potężne zniszczenia. Centrum miasteczka nie przypomina już typowej miejscowości turystycznej. Lądecki rynek stał się swego rodzaju polowym punktem pomocy, gdzie obecnych jest wielu żołnierzy, strażaków i wolontariuszy. Obok ratusza rozstawiono kuchnię polową, z której może skorzystać każdy potrzebujący. Na murach i drzwiach wielu lokali znajduje się napis „Zakaz wstępu” z powodu zniszczeń, które mogą stwarzać zagrożenie. W innych lokalach trwają ciężkie prace porządkowe, usuwane są m.in. tynki ze ścian. Spotykamy kobietę siedzącą na schodach przed sklepem zoologicznym, w którym trwa gruntowne sprzątanie. – Nie mam siły mówić, padam na twarz – ucina krótką rozmowę. Przy moście znajdującym się niedaleko rynku leży powalony słup energetyczny. Na balkonie położonego obok domu widać zawieszone gałęzie, co wskazuje, że aż tak wysoko dotarła woda niosąca różne przedmioty. Wokół leży mnóstwo gruzu i kamieni. Z powodu wiatru do oczu dostaje się pył, a przy każdym budynku unosi się charakterystyczny zapach stęchlizny. Spotykamy pana Marka. – Ulicami płynęła woda, a w niej samochody. To była ogromna siła. Kilkadziesiąt budynków na pewno będzie trzeba wyburzyć – mówi. Podkreśla, że już w sobotę 14 września stan rzeki Białej Lądeckiej budził niepokój mieszkańców. Pojawiły się komunikaty nawołujące do ewakuacji. Potężna fala zniszczyła Lądek w niedzielę po przerwaniu zapory w Stroniu Śląskim, o czym mieszkańcy Lądka-Zdroju wtedy nie wiedzieli. – W 1997 roku ta woda się rozlała, ale było spokojnie, skala zniszczeń była mniejsza. Tym razem była ogromna siła. To była lawa wody. Ci, którzy wpadli do wody, nie mogli się utrzymać, to wyłamywało ręce – opowiada pan Marek.
Tsunami
Jedziemy do Stronia Śląskiego położonego niedaleko Lądka-Zdroju. W tej miejscowości zniszczenia są jeszcze większe. Przechodzimy obok budynku, w który wbił się płynący wcześniej wodą samochód dostawczy. Poruszanie się po miasteczku jest utrudnione, ponieważ niektóre mosty zostały zniszczone, podobnie ulice, a część chodników zapadła się. Idziemy wzdłuż bloku mieszkalnego przy ul. Nadbrzeżnej, gdzie mieszkańcom pomagają terytorialsi. Przed każdą klatką leżą sterty zniszczonych mebli i różnego rodzaju sprzętów AGD. Jak mówią nam mieszkańcy, woda oknami wdzierała się do mieszkań na parterze. Rozmawiamy z panem Patrykiem, który widział, jak stopniowo rozmywał się wał przy zbiorniku na potoku Morawka. Sytuację obserwował z terenów położonych wyżej. – W ciągu pół godziny ze zbiornika wypłynęła cała woda. Od sobotniego popołudnia, czyli 14 września, przelewała się górą. Byłem też tam w sobotę rano. Wtedy woda była poniżej połowy wysokości tamy, a później zaczęła rosnąć w oczach. Było wiadomo, że pójdzie górą. Wszyscy zastanawialiśmy się, czy tama puści. Mury tamy nie pękły, ale został przerwany wał i to wystarczyło, żeby powstało tyle zniszczeń. To była fala jak tsunami – opowiada pan Patryk. Z kolei od innego mieszkańca Stronia Śląskiego słyszymy, że przed przerwaniem zapory woda z rzeki Białej Lądeckiej częściowo zalewała miejscowość, ale później jej poziom zaczął się stabilizować. Po zniszczeniu wału przypłynęła niszczycielska fala. Docieramy w bezpośrednie okolice zapory. Oficjalnie nie można zbliżać się do tamy i wchodzić na wały, ale wejście na nie jest ogrodzone tylko ostrzegawczą taśmą policyjną, a duży teren patroluje dwóch policjantów. W bezpośrednim sąsiedztwie zapory znajduje się duży park, w którym mijamy wielu przechodniów. Rozmawiamy tam z panią Władysławą. – W niedzielę rano część wału zaczęła bardzo poważnie przeciekać. Widziałam jak worki spadają z góry. Strasznie się przeraziłam, ale nasz dom był bezpieczny, bo mieszkamy wyżej – mówi. Towarzysząca jej córka wskazuje na fragment muru tamy. Choć jej kamienna część nie pękła, to od naporu wody została częściowo naruszona. Podkreśla, że w 1997 roku sytuacja nie była tak tragiczna. – Mam nadzieję, że nasze miasteczko kiedyś wróci do swojej świetności – mówi pani Władysława.
SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów www.gazetapolska.pl
Gazeta Polska miesięcznie
25,00 złMiesięczny dostęp do wszystkich treści serwisu www.gazetapolska.pl.
Masz już subskrypcję? Zaloguj się
- Możliwość odsłuchiwania artykułów gdziekolwiek jesteś [NOWOŚĆ]
- Dostęp do wszystkich treści bieżących wydań "Gazety Polskiej"
- Dostęp do archiwum "Gazety Polskiej"
- Dostęp do felietonów on-line
* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@gazetapolska.pl
W tym numerze
-
Choć sprawa alkotubek, czyli alkoholu sprzedawanego w saszetkach, przypominających opakowania z musami owocowymi, równie szybko „zdechła”, jak się pojawiła, to jest ona symptomatyczna i pokazuje...
Suwerenna Polska jednoczy się z PiS, więcej młodych twarzy na froncie
Młodzi posłowie PiS do pierwszych rzędów, starsi do tyłu – tak ma być w Sejmie po sobotnim kongresie PiS. Suwerenna Polska zjednoczy się z PiS, decyzję w tej sprawie podjął w ciągu ostatnich dwóch...Czas anarchii
Lato 2025 roku. Wybory prezydenckie wygrywa kandydat formacji konserwatywnej. Koalicja Obywatelska składa jednak szereg protestów, nie uznając wyniku wyborów. O ich losie zdecydować ma Izba Kontroli...Atomowe pogróżki Rosji
Kreml ogłosił aktualizację rosyjskiej doktryny nuklearnej, obniżając próg użycia broni jądrowej poprzez rozszerzenie listy warunków, które uzasadniałyby taki środek. Ma to związek z wojną na Ukrainie...Rysa na portrecie Kościuszki
W czasie bitwy pod Maciejowicami miały paść słynne słowa Kościuszki „Finis Poloniae”, które de facto nigdy nie zostały powiedziane. Koniec Polski idący wraz z końcem Naczelnika? Dla wielu brzmiało to...Czy nadal mamy odwagę być ludźmi wolnymi?
– Festiwal zbudował mocną pozycję w Europie Środkowo--Wschodniej, to nie tylko wydarzenie filmowe, lecz także społeczne. Wiele krajów zaimplementowało też format NNW u siebie – o 16. Międzynarodowym...