Przekaż 1,5% na media Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy! Przekaż TERAZ » x

13 marca 2013

Dodano: 12/03/2013 - Nr 11 z 13 marca 2013
Jak wiadomo, w domu rodzinnym Donalda Tuska mówiło się po niemiecku, a jego dziadek służył w Wehrmachcie. Z mojej Wielkopolski Szwabów pognaliśmy do diabła w 1919 r., niemniej wspominani są oni do dziś u nas jako tacy, za których – obok germanizacji i knuta – był też „porzundek”, stabilna waluta i solidne inwestycje. Jak Prusaki otworzyły w Poznaniu w 1879 r. dworzec kolejowy, to korzystało się z niego wygodnie. W 2012 r. otwarty został nowy dworzec, sztandarowa inwestycja PO. Tyle, że nikt nie chce kupować tam biletów. Mnie, choć często jeżdżę do Warszawy, nie zdarzyło się to dotąd ani razu. Bo powstał on w kuriozalnym miejscu, z którego na niektóre perony trzeba drałować cały hektar. Dlaczego? Ano Tuskowe pajace pomyślały go – po swojemu – jako przybudówkę powstającej galerii handlowej. W efekcie wszyscy bilety kupują na starym, szkopskim dworcu. Miał on być zamknięty, ale już przedłużono jego żywot o rok. No więc jak ktoś wyzywa Tuska od Niemca, to trzeba stwierdzić jasno: z niego
     
23%
pozostało do przeczytania: 77%

Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów www.gazetapolska.pl

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@gazetapolska.pl

W tym numerze