Świąteczna promocja! Teraz prenumerata z super prezentami. Dowiedz się więcej ›› x

W obronie Izraela. Hamas jest przekleństwem Palestyny

Dodano: 07/11/2023 - Nr 45 z 8 listopada 2023
FOT. RAHIM KHATIB/DPA/PAP
FOT. RAHIM KHATIB/DPA/PAP

ŚWIAT [Izrael, wojna w Gazie, Hamas]

Choć trudno pozostać obojętnym wobec obrazu nieszczęścia i skali cierpienia w Strefie Gazy, to trudno nie zauważyć, że adwokaci sprawy palestyńskiej mają niewiele argumentów, które wychodziłyby poza proste potępienie Izraela. 

Jednym z ulubionych argumentów obrońców propalestyńskich protestów jest stwierdzenie: „Nie chodzi wcale o poparcie dla Hamasu”. Czasem jednak można mieć poważny problem, by nie powiedzieć, że dokładnie o to chodzi. Pierwsze demonstracje, choćby w Londynie, Paryżu czy Nowym Jorku, odbywały się, zanim jeszcze Izrael zdążył dokonać jakiejkolwiek odpowiedzi, i atmosferą przypominały raczej celebrację masakry dokonanej przez Hamas 7 października. Wciąż wykrzykiwane hasło: „Od rzeki do morza, Palestyna będzie wolna” – nieszczególnie akcentuje jakieś różnice ideowe z Hamasem, bo wyraża wprost jeden z kluczowych postulatów ruchu – całkowitą likwidację państwa Izrael i wypchnięcie 7 milionów Żydów do morza. Demonstracyjne zrywanie plakatów z wizerunkami porwanych przez Hamas cywili także ma zapewne dowodzić prawdziwego humanizmu i niezgody na „cierpienie niewinnych”. W niespotykanym akcie moralnej relatywizacji „New York Times” określił zrywanie „swoistą formą protestu” i „wentylem bezpieczeństwa”, a także  „prowokacją ze strony osób udręczonych tym, co według nich było złym traktowaniem Palestyńczyków przez izraelski rząd w latach poprzedzających 7 października”. 

Prawdziwy Hamas

To moralne udręczenie wydaje się jednocześnie niezwykle jednostronne, a ludobójcze wezwania ideologów Hamasu, realizowane w praktyce na długo przed 7 października, też przy odpowiednim stopniu intelektualnej kreatywności i życzliwości, mogą zostać nazwane „swoistą formą protestu”, którego dokonują „osoby udręczone”. Problem w tym, że nie ma takiej dozy ślepoty na to, czym naprawdę jest Hamas, która by zmieniła jego mordercze zamiary.

„Dzień Sądu nie nadejdzie, dopóki muzułmanie nie będą walczyć z Żydami, kiedy Żyd ukryje się za kamieniami i drzewami. Kamienie i drzewa powiedzą: O muzułmanie, o sługo Allaha, za mną jest Żyd, przyjdźcie i zabijcie go” – głosi hadis, który Hamas z dumą cytuje w swoim akcie założycielskim. „Będziemy powtarzali atak z 7 października raz za razem, aż Izrael zostanie unicestwiony” – mówił 24 października funkcjonariusz Hamasu Ghazi Hamad w libańskiej telewizji. Jeśli opinia publiczna na Zachodzie rozpacza nad śmiercią niewinnych w Gazie, to ta rozpacz nie jest już udziałem Hamasu. „Czy będziemy musieli zapłacić cenę? Tak, i jesteśmy gotowi ją zapłacić. Nazywa się nas narodem męczenników i jesteśmy dumni, że możemy poświęcić męczenników” – dodał Hamad. Warto też pamiętać, że jedną z ikon ruchu jest Mariam Farhat, znana bardziej jako Um Nidal (matka walki), jej trzech synów zginęło w samobójczych atakach, których celem byli Żydzi. Sławę zdobyła dzięki wideo Hamasu, na którym mówi swojemu 17-letniemu synowi, jak zabijać Izraelczyków, i wydaje mu polecenie, by nie wracał. Gdy Muhammad zginął w ataku, w którym zabił 5 i ranił 23 uczniów izraelskich, na stronie Hamasu pojawiła się deklaracja matki. „Gdybym miała 100 dzieci takich jak Muhammad, oddałabym je szczerze i chętnie. To prawda, że nie ma nic cenniejszego niż dzieci, ale gdy robimy coś dla Allaha, wtedy to, co jest bezcenne, staje się tanie”. W wyborach 2006 roku Um Nidal weszła do parlamentu z ramienia Hamasu, jej kampania wyborcza miała kilka prostych haseł, jednym z nich było „Mam więcej synów”.

Co może Izrael?

Jedną z rzeczy, nad którymi krytycy Izraela szybko przechodzą do porządku dziennego, jest fakt, że 7 października był najkrwawszym dniem w historii tego państwa. A pamiętajmy, że mówimy o państwie, które od swojego powstania w 1948 roku jest zaangażowane w poważne wojny, z przerwami trwającymi czasami kilka lat, a maksymalnie kilka dekad. Jeśli 7 października jest 11 września Izraela, to ataki w Strefie Gazy są przeprowadzane z determinacją, z jaką Amerykanie bombardowali kompleks jaskiń Tora Bora w 2001 roku, gdzie miał się znajdować Osama Bin Laden. Amerykanie nie mogli wykluczyć, że zginą cywile, i jak pokazały późniejsze, „ultraprecyzyjne” ataki dronów w Iraku i Afganistanie, śmierć niewinnych na wojnie zawsze pozostaje częścią rachunku. Oczywistą różnicą pomiędzy Tora Bora a Gazą jest, mówiąc brutalnie, zupełnie nieporównywalna proporcja ewentualnych ofiar cywilnych do tych, które są właściwym celem ataku. Do liczb podawanych przez, kontrolowane przez Hamas, ministerstwo zdrowia należy podchodzić z uzasadnioną rezerwą. Szczególnie po podchwyconej przez zachodnie media historii „ataku na szpital Al-ahli”, o którym z dużą dozą pewności można powiedzieć, że nie był dziełem Izraela, lecz rakiety Islamskiego Dżihadu, a liczba rzekomych 500 ofiar została wielokrotnie przeszacowana. Niezależnie od tego, że możemy nie znać prawdziwych liczb, skala działań Izraela sprawia, że nawet ostrożne szacunki ofiar cywilnych muszą sięgać kilku tysięcy. 

W pewnym sensie więc zrozumiałe jest oburzenie tych, którzy nie mogą zaakceptować wypowiedzi dowódców IDF, stwierdzających w mediach, że „to cena, którą Izrael będzie musiał zapłacić”. Ale drugą stroną medalu jest to, że z tego oburzenia nie wyłania się żadna konstruktywna propozycja odpowiedzi dla Izraela. Trudno zaakceptować skalę cierpienia, ale częścią realiów jest też pytanie: jak walczyć z wrogiem, dla którego śmierć cywili, o których w teorii powinien dbać, nie jest kosztem, ale zyskiem, zwiększeniem kapitału „męczeńskiego”? Urzędnik Hamasu Abu Marzouk mówił o tym wprost w jednym z wywiadów: Hamas zbudował setki kilometrów podziemnych tuneli nie po to, by chronić cywili. „One są potrzebne nam, by chronić się przed uderzeniami z powietrza i by walczyć” – stwierdził, po czym dodał, by nie było wątpliwości: „75 proc. ludzi w Gazie to są uchodźcy i odpowiedzialność za ich ochronę spoczywa na ONZ (...) i władzach okupacyjnych [Izraela – przyp. red.]”. Przez lata chałupnicza technologia budowy tuneli doprowadziła do śmierci co najmniej setek Palestyńczyków w zwaliskach. Lokalizacja tuneli też nie jest przypadkowa, chodzi o to, by uderzenie na nie przyniosło jak największą liczbę ofiar, które żyją bezbronne ponad nimi. Jednym ze szczegółów, na który mało kto zwrócił uwagę na zdjęciach zrobionych po ataku na obóz Dżabalija, były wyraźne kratery po zniszczonych tunelach Hamasu, wybudowanych pod obozem. 

Według niektórych szacunków, nawet 20 proc. rakiet islamskiego Dżihadu i Hamasu wystrzeliwanych w stronę Izraela ma wady konstrukcyjne i spada na terenie Strefy Gazy, zabijając palestyńskich cywili. Świat nie krył oburzenia, gdy władze Izraela zdecydowały się na początku wojny na czasowe zablokowanie dostaw wody do Gazy. Rzadko pojawiała się informacja, że woda z Izraela odpowiada 9 proc. rocznego zużycia w Strefie Gazy. Enklawa ma własny podziemny kolektor wody, ale ta nie nadaje się do picia, bo infrastruktura odsalająca i oczyszczająca, sfinansowana w sporej części z pieniędzy UE, została zaniedbana i zniszczona przez Hamas. Rury wodociągowe są wykorzystywane do budowy rakiet, a budowa studni została objęta przez Hamas zakazem, bo mogłaby uszkodzić bezcenny system podziemnych tuneli. Wygląda więc na to, że śmierć i cierpienie Palestyńczyków nie budzi sprzeciwu na Zachodzie, dopóki nie można obwinić za nie Izraela.

Co dalej z Gazą?

„Zawieszenie broni! Natychmiast!” – to kluczowy postulat rzeczników sprawy palestyńskiej. Ale to nic innego jak myślenie życzeniowe, zakładające, że wystarczy, iż Izrael się zatrzyma, a wszystko wróci do normy. Problem w tym, że praktyczne zawieszenie broni obowiązywało już długo i doprowadziło do tego, że Hamas miał swobodę w przygotowaniu ludobójczego ataku z 7 października. W prasie izraelskiej, pomimo zjednoczenia na czas wojny, nie brakuje zarzutów stawianych temu i poprzednim rządom Benjamina Netanyahu. „Hamas został awansowany ze zwykłej grupy terrorystycznej do organizacji, z którą Izrael prowadził pośrednie rozmowy poprzez Egipt” – pisała 8 października w „Times of Israel” Tal Schneider, zarzucając Netanjahu brak czujności i na przykład przymykanie oczu, gdy do Strefy Gazy trafiały walizki pieniędzy z Kataru. 

Jedną z manipulacji są też zamieszczane filmiki z izraelskimi osadnikami z Zachodniego Brzegu, jako uzasadnienie działań Hamasu. Ale od 2005 roku, od tzw. „wycofania”, gdy armia izraelska wyciągała część z nich siłą, w Gazie nie ma żydowskich osadników, w Gazie nie ma już Żydów. Od przewrotu w 2007 roku, kiedy to część funkcjonariuszy Autonomii Palestyńskiej została wyeliminowana poprzez zepchnięcie ich z 15-piętrowego budynku, a reszta uciekła, Hamas rządzi w Gazie samodzielnie. Jednym z zarzutów, które Schneider stawia Netanjahu, jest fakt, że w samym tylko 2023 roku wydano mieszkańcom Gazy 20 tys. pozwoleń na pracę w Izraelu, podczas gdy w roku 2021 było to jedynie 2 do 3 tys. Ten jeden fakt pokazuje nie tylko naiwną wiarę po stronie izraelskiego premiera, ale też to, jakiego życia chcieliby mieszkańcy Gazy, a także to, jak fałszywą obietnicą jest „wolna Palestyna, od rzeki do morza”.

     

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów www.gazetapolska.pl

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@gazetapolska.pl

W tym numerze