Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

1 lutego 2012

Dodano: 31/01/2012 - Nr 5 z 1 lutego 2012
Gdyby nie było tego osobistego stosunku, i tak nie mogliśmy się z Jackiem pobić z innego powodu. Byliśmy bokserami innej kategorii wagowej (notabene Jacek znał się na boksie, podobnie jak na golfie czy tenisie). On startował – mówiąc kategoriami boksu zawodowego – w tej królewskiej, ciężkiej. A ja? Niech będzie – w koguciej. I czułem się w niej dobrze. Tacy zadziorni z koguciej, od spraw lekkich, zgrywy, happeningu też są niezbędni w dobrej drużynie. Wesoła, płocha II RP miała ich świetnych. I sprawdzili się także w niewesołych czasach. Natomiast Jacek miał świat poukładany w głowie, rozumiał sprawy najwyższej wagi, o których miałem blade pojęcie, a i to głównie z jego artykułów. Czy po 1989 r. mieliśmy ministra spraw zagranicznych, mającego zbliżoną do Jacka Kwiecińskiego wiedzę o Ameryce? Szczerze wątpię. Znaczenie jego publicystyki z lat 90., gdy dzisiejsze jej gwiazdy nosiły pieluchy, było nie do przecenienia. To Jacek w swojej najwyższej formie miał wielki wpływ na wyznaczenie
     
20%
pozostało do przeczytania: 80%

Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów www.gazetapolska.pl

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@gazetapolska.pl

W tym numerze