Choć za pomocą Ukrainie stoją pryncypia: niezgoda na zbrodnie wojenne, naruszenia integralności terytorialnej itd. , wojna na Ukrainie jest też ogromną okazją dla USA do osłabienia kluczowego geopolitycznego rywala przy relatywnie niewielkich kosztach własnych.
Wiązanie tego, co dzieje się na Ukrainie, z interesem USA, ba, może nawet z „interesem życia”, zahacza o granice dobrego smaku. Bo każdy, kto używa tego argumentu, może być oskarżony o lekceważenie ogromu cierpień, którym poddawany jest każdego dnia naród ukraiński. Nic dziwnego więc, że politycy z Waszyngtonu, którym zależy na wsparciu Ukrainy, wolą skupiać się na argumentach odwołujących się do moralnego obowiązku: prawa do obrony narodu, który mierzy się z niesprowokowaną agresją, sprzeciwu wobec zbrodni wojennych popełnianych na ludności cywilnej oraz obronie demokracji i prawa do samostanowienia. Takie podejście jest zrozumiałe i w wielu przypadkach zapewne szczere, ale ma swoje istotne wady.
SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów oraz lektora na gazetapolska.pl
Miesięczny dostęp do wszystkich treści serwisu www.gazetapolska.pl.
Masz już subskrypcję? Zaloguj się
* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas [email protected]
