Naiwni sądzą, że głównym celem europejskiej wizyty Joe Bidena była konfrontacja z Władimirem Putinem. Tak naprawdę jednak rosyjski prezydent został obsadzony w roli drugoplanowej, bo dla Bidena kluczowe było pokazanie, że jest przeciwieństwem swojego poprzednika, Donalda Trumpa.
Parafrazując tytuł popularnej niegdyś komedii o turystach z USA w ekspresowym tempie podróżujących po Europie, maksymą, która przyświecała wizycie Joego Bidena, mogłoby być stwierdzenie: „Jeśli to nie Helsinki, to jesteśmy w domu”. Przypominanie spotkania Trump–Putin z 2018 roku dla polityków europejskich i liberalnej prasy okazywało się być raz po raz uniwersalnym lekarstwem na wszystko. Biden nie zdjął ceł na europejską stal i aluminium? No dobrze, ale pamiętajcie, że nie jest Trumpem. Prezydent USA nie miał czasu, by zostać na wspólnej konferencji z szefową Komisji Europejskiej Ursulą Von der Leyen i przewodniczącym Rady Europejskiej Charlesem Michelem? Trochę przykro, ale znowu
SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów www.gazetapolska.pl
Miesięczny dostęp do wszystkich treści serwisu www.gazetapolska.pl.
Masz już subskrypcję? Zaloguj się
* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@gazetapolska.pl
