Przekaż 1,5% na media Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy! Przekaż TERAZ » x

Innowacja na wojskowych łączach. Przegląd pola walki

Inspektorat Uzbrojenia MON rozpoczął prace nad pozyskaniem dla polskiej armii nowoczesnych systemów transmisji i wymiany danych oraz nawigacji satelitarnych.


Na początku sierpnia IU ogłosił rozpoczęcie przetargu na dostawy dla Sił Zbrojnych RP Systemu Monitorowania i Zarządzania Sieciami LINK. Jest to podstawowy taktyczny system wymiany danych wykorzystywany w krajach NATO, w tym w różnych wersjach również w Polsce. W odróżnieniu od obecnie dysponowanych przez polskie wojsko systemów, w obecnym przetargu Inspektorat Uzbrojenia chce pozyskać sprzęt w wersji mobilnej, dzięki czemu możliwa będzie jego instalacja w zależności od miejsca zapotrzebowania. Kluczowym czynnikiem ma być również możliwość przetwarzania i transmisji przez pozyskany sprzęt informacji, opatrzonych klauzulą tajności NATO. Wybór dostawcy strategicznego wyposażenia ma nastąpić jeszcze jesienią br. Sprzęt trafi do armii najprawdopodobniej w ciągu najbliższych 12 miesięcy.

Cechą charakterystyczną natowskiego systemu jest tzw. Tactical Data Link (TDL, w USA określane skrótem TADIL), czyli standard transmisji w procesie wymiany danych umożliwiający przekazywanie pełnych informacji na temat uczestników pola walki (m.in. o położeniu przeciwnika, jego liczebności, uzbrojeniu i prowadzonych działaniach). Dzięki temu użytkownik systemu LINK osiąga znaczącą przewagę taktyczną w starciu z wrogiem, pozyskując strategiczne informacje i dostosowując do nich swoje działania, co określane jest mianem tzw. świadomości sytuacyjnej. W strukturach Sojuszu najczęściej stosowany jest system LINK w wersji 16, wykorzystywany głównie przez wojska powietrzne (m.in. przez polskie myśliwce F-16) i zapewniający łączność w relacji powietrze–ziemia. Za najnowocześniejszy uważa się natomiast system Link w wersji 22, znacznie bardziej rozbudowany, odporniejszy na zakłócenia i charakteryzujący się większą przepustowością od swoich poprzedników.

Równocześnie pod koniec sierpnia br. IU MON poinformował o zamiarze rozpoczęcia dialogu technicznego w zakresie pozyskania nowego typu wojskowych platformowych odbiorników nawigacji satelitarnych, kompatybilnych zarówno z amerykańskim standardem nawigacyjnym (NAVSTAR GPS), jak i wciąż rozwijającym się cywilnym systemem europejskim (Galileo). By sprostać wymaganiom stawianym przez resort, sprzęt musi być wyposażony m.in. w moduły SAASM (ang. Selective Availability Anti-spoofing Module), które pozwolą na stabilną pracę odbiornika GPS, nawet pomimo celowego zakłócania sygnału i trudnych warunków pogodowych. Co ciekawe, w udostępnionych przez IU dokumentach znalazł się również zapis o tym, że odbiorniki muszą być zdolne także do przetwarzania tzw. sygnału PRS (ang. Public Regulated Service), znanego z systemu Galileo. Przeznaczony jest on dla użytkowników wymagających szczegółowych danych na temat m.in. systemów telekomunikacyjnych i energetycznych. To dane szczególnie ważne np. dla instytucji reprezentujących sektor bezpieczeństwa. Trzeba jednak pamiętać, że sygnał PRS wciąż jest w przysłowiowych powijakach i zdaniem branżowego portalu gpsworld.com. pełną kompatybilność osiągnie najwcześniej za kilka lat. Mimo wszystko ekspertów z branży zbrojeniowej cieszy fakt, że resort obrony narodowej patrzy w przyszłość i już sonduje możliwość pozyskania sprzętu, umożliwiającego odbieranie i przetwarzanie strategicznych wojskowych danych satelitarnych i nawigacyjnych.


Komentarz:
Satelita zamiast rakiety


Większość z nas zapytanych, jak wyglądałaby współczesna globalna wojna, oczyma wyobraźni widzi zapewne najazd czołgów na dane terytorium, ostrzał z artylerii czy bombardowania dokonywane przez myśliwce. To oczywiście całkiem realny przebieg potencjalnego konfliktu, jednak równie dobrze działanie wroga może ograniczyć się do jednej decyzji. I to takiej, którą każdy z nas odczułby w tym samym momencie. Atak chemiczny? Zdecydowanie nie. Wystarczyłaby precyzyjna ingerencja w system satelitów i radarów, których działanie w dobie nowoczesnych technologii odczuwamy na każdym kroku. Nawigacja w telefonie, transmisja wideo z drugiego końca świata, namierzanie skradzionych urządzeń – wszystko to uzależnione jest od sygnałów satelitarnych. Nagłe ich wyłączenie spowodowałoby paraliż społeczeństwa, które bez telefonu czy tabletu nie wyobraża sobie wyjścia z domu. Tak szerokiego i skutecznego unieszkodliwienia populacji nie dadzą ani nowoczesne czołgi, ani rakiety, chyba że mówimy o tych z ładunkiem nuklearnym. Warto o tym pamiętać, mając na względzie fakt, że na świecie istnieją trzy systemy nawigacji satelitarnych, zarządzane przez trzy mocarstwa: USA (GPS), Unię Europejską (Galileo) i Rosję (GLONASS). I o ile Amerykanie bez problemu łączą rozwiązania wojskowe z cywilnym charakterem systemu GPS, a Bruksela skupia się na rozwijaniu zdolności technicznych swojego nawigacyjnego „dziecka”, o tyle Rosja wykorzystuje system nawigacji satelitarnej (tak jak większość dysponowanych przez siebie narzędzi) do prowokowania Zachodu. Świadczą o tym m.in. wydarzenia na Morzu Czarnym sprzed kilku dni, gdzie zakłócono amerykański sygnał GPS. Na sytuację na pewno nie wpłynęła dopisująca w regionie pogoda, nie zidentyfikowano również żadnej awarii na satelitach w kosmosie. Branżowe media i eksperci twierdzą, że za incydentem stoi Rosja, która sukcesywnie rozwija nowoczesną technologię zagłuszającą i niwelującą sygnał swojego amerykańskiego konkurenta. Tym samym pierwszy etap wojny satelitarnej mamy już za sobą.

 
Patron działu Obrona Narodowa: Polska Grupa Zbrojeniowa
Autor: