Prezydent Lech Kaczyński w 2008 roku ostrzegał, że po Gruzji następnym celem Rosji będzie Ukraina. Ziściło się to już sześć lat później. Ostrzegał, że kolejne będą kraje bałtyckie. Dziś widać, że taki scenariusz to kwestia czasu. Jak długiego? To zależy od tego, jak szybko Rosja wyciągnie wnioski z wojny ukraińskiej, zregeneruje siły i przygotuje grunt pod inwazję taką, by nie zamieniła się w konflikt zbrojny z całym NATO.
Jaki jest plan Rosji? Powrót do granic z czasów Związku Sowieckiego – czy to poprzez bezpośrednią aneksję (Ukraina, Białoruś, kraje bałtyckie), czy wasalizację (Kaukaz, Azja Środkowa – tutaj podbojom bezpośrednim sprzeciwiłyby się Chiny). Do tego „finlandyzacja” Finlandii i krajów byłego bloku wschodniego. Odbudowa taktyką salami, kolejnych kroków, na tyle małych, by nie sprowokować otwartej wojny z całym NATO.
Na Ukrainie Kreml nauczył się – zwłaszcza po fiasku ataku z północy na Kijów, który miał być decydującym ciosem – że musi zmieniać swoją
SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów oraz lektora na gazetapolska.pl
Miesięczny dostęp do wszystkich treści serwisu www.gazetapolska.pl.
Masz już subskrypcję? Zaloguj się
* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas [email protected]
