Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

Trwając na posterunku

Dodano: 23/04/2024 - Nr 17 z 24 kwietnia 2024
FOT. ARCH.
FOT. ARCH.

Każdy konflikt zbrojny pociąga za sobą przemieszczenia ludności, czego świadkami jesteśmy w efekcie rosyjskiej napaści na Ukrainę w dzisiejszych czasach. Uchodźcy, którzy w roku 2022 przekroczyli polską granicę, zostali ciepło przywitany przez nasze społeczeństwo także dlatego, że w zbiorowej pamięci Polaków wciąż trwają obrazy z czasów II wojny światowej, gdy setki tysięcy naszych rodaków musiało porzucić swoje domy i udać się na tułaczkę. Niektórych los rzucił bardzo daleko…

Choć w czasie wojny Japonia pozostawała sojusznikiem III Rzeszy, to ambasada Polski w stolicy Kraju Kwitnącej Wiśni działała aż do późnej jesieni 1941 roku. Przez dwa lata Japończycy opierali się naciskom Berlina żądającego od swego alianta likwidacji placówki. Twarde stanowisko Tokio w tej sprawie wynikało z długiej, bo trwającej przez całe dwudziestolecie międzywojenne, przyjaznej współpracy między Polską a Cesarstwem Japonii. Przez ten czas wywiady obydwu krajów, połączone wspólnym przeciwnikiem – ZSRS – wspólnie stawiały czoła zagrożeniu ze strony czerwonego imperium, a pomiędzy polskimi oraz japońskimi wojskowymi i dygnitarzami zrodziły się więzy najszczerszej przyjaźni. Potwierdzeniem tego stanu rzeczy było oficjalne wyniesienie polskiego poselstwa w Tokio do rangi ambasady, co nastąpiło w październiku 1937 roku. Pełniący od lutego rolę posła Tadeusz Romer stał się tym samym pierwszym ambasadorem Rzeczypospolitej w Japonii.

Samuraje chcą walczyć o Polskę

Zawarcie paktu Ribbentrop–Mołotow Japończycy odczytali jako zdradę ze strony nazistowskiego sojusznika. Głębokie niezadowolenie doskonale rozegrał Romer, wyruszając na swoistą pielgrzymkę do grobu 47 roninów stanowiących japoński symbol wierności. Złożywszy kwiaty, przedstawiciel Polski wygłosił przed kamerami kronik filmowych przemówienie, w którym podkreślał przyjaźń łącząca Polskę oraz Japonię i lojalność Polaków względem ich dalekowschodnich aliantów. Wydarzenie to odbiło się szerokim echem po całym kraju.

Wraz z początkiem II wojny ambasada polska organizowała zbiórki pieniężne na wsparcie swojej armii. Japończycy otworzyli portfele, a do drzwi placówki zaczęli nawet pukać młodzi mężczyźni pytający, w jaki sposób mogą… zaciągnąć się do polskiej armii i wyjechać na front! Takich wojowniczych potomków samurajów przewinęło się kilkuset. Dość wspomnieć, że jeden z nich poczuł się tak rozczarowany niemożnością wyjazdu do Warszawy, że popełnił… seppuku.

Z Litwy w świat

Tymczasem Berlin zaczął naciskać na Tokio, by zlikwidowało ambasadę. Jednak rząd japoński nie miał najmniejszej ochoty się ugiąć. Polacy byli Japonii potrzebni także z tego względu, że byli doskonałym źródłem wywiadowczym na temat sytuacji w Europie, na pograniczu wpływów niemiecko-sowieckich. Japończycy z oczywistych względów stanowili kiepski materiał na agentów w tej części świata. Gdy tuż przed wybuchem wojny otwarto w Kownie japoński konsulat, dla wszystkich zainteresowanych było jasne, że konsul Sugihara Chiune w rzeczywistości jest szpiegiem. Bo po cóż innego pojawiałby się na Litwie, w kraju, gdzie jedynym obywatelem

Japonii był… on sam?

Sugihara nawiązał kontakt z polskim wywiadem wojskowym. Po zajęciu wschodnich kresów II RP, ZSRS przekazał Wilno Litwie. Tysiące Polaków, którzy ewakuowali się na Wileńszczyznę, znalazło w ten sposób krótką chwilę wytchnienia. Wytchnienie to podszyte było jednak strachem – wszyscy zdawali sobie sprawę, że Stalin wkrótce wyciągnie ręce po kraje bałtyckie. Dlatego uchodźcy na wszelkie sposoby usiłowali zdobyć wizy wyjazdowe do innych części świata, zwłaszcza do Wielkiej Brytanii i USA. Niestety, konsulaty anglosaskich mocarstw niechętnie wydawały takie papiery. Wtedy rozeszła się wieść, że japoński konsul w Kownie wydaje wizy przejazdowe przez swój kraj, nie zadając zbędnych pytań.

W rzeczywistości Sugihara w porozumieniu z MSZ Japonii zawarł porozumienie z polskim wywiadem, na mocy którego w zamian za dostarczanie Japończykom informacji, polscy wojskowi mieli dostawać od konsula wizy umożliwiające im opuszczenie Litwy. Rzeczywistość zweryfikowała owe plany, bo niewielu oficerów skorzystało z owych ustaleń, za to wkrótce przed konsulatem ustawiły się długie kolejki cywilów, zwłaszcza polskich Żydów.

Wzruszony ich losem ambasador wystawiał wizy tranzytowe od ręki każdemu, kto o nie poprosił. Gdy do japońskich portów zaczęły docierać płynące z Władywostoku statki z uciekinierami, Tokio wysłało telegram do Kowna z żądaniem natychmiastowego wstrzymania akcji wydawania dokumentów. Sugihara wiadomość wyrzucił do kosza i kontynuował swoją działalność nawet po tym, jak Litwa została włączona do ZSRS. Dopiero wyproszony niemal siłą przez Sowietów, wyjechał. Szacuje się, że łącznie spod jego ręki wyszło 600 wiz, a do tego trzeba jeszcze dodać dokumenty fałszywe, wystawiane przez polskie podziemie na Litwie, które zdobyło gumową pieczęć z wyrytą na niej japońską formułką wizową. 

Nie wszyscy, którzy dostali dokumenty, wyruszyli w podróż. Łącznie jednak tereny okupowane opuściło około 2 tys. polskich obywateli, w 95 procentach Żydów. Już wkrótce opiekę nad nimi roztoczyć miał ambasador Romer.

W Japonii i Szanghaju

Tymczasem w Tokio Tadeusz Romer usilnie starał się oszacować liczbę zesłanych na Syberię rodaków. Ustaliwszy miejsce pobytu niektórych z nich, wysyłał im kartki pocztowe ze słowami pokrzepienia i prośbą o nadsyłanie do ambasady wieści o innych. Wkrótce przedstawicielstwo Polski w stolicy Japonii zasypały tysiące pocztówek.

Równocześnie na przełomie 1939 i 1940 roku do Japonii zaczęły przybijać statki z uchodźcami podróżującymi dzięki wizom Sugihary. Romer zajął się ich zakwaterowaniem i organizacją funduszy. Ponadto rozpoczął starania o nowe wizy, mające umożliwić im emigrację do USA, krajów Ameryki Południowej, brytyjskich kolonii czy Palestyny. Dzięki jego staraniom do chwili likwidacji ambasady, w listopadzie 1941 roku, ponad połowa z 2 tys. obywateli polskich opuściła Japonię. Pozostali żyli w napięciu, bo wizy wystawione przez Sugiharę zezwalały na pobyt na japońskiej ziemi przez zaledwie 10 dni. Jednak ku zaskoczeniu uchodźców, gdy termin ten już minął, nic się nie stało. Japończycy nadal odnosili się do Polaków przyjaźnie, dzieląc się z nimi nawet jedzeniem, choć z racji ograniczeń wojennych sami borykali się z jego niedoborem. 

Po zamknięciu placówki w Tokio Tadeusz Romer wraz z rodziną i personelem przeniósł się do Szanghaju, gdzie znajdowało się polskie poselstwo. Wraz z nim wyjechało 975 obywateli polskich w przeważającej większości wyznania mojżeszowego, wśród których znalazły się nawet w całości aż trzy jesziwy (szkoły talmudyczne). Ambasador starał się jakoś ewakuować tych ludzi na terytoria alianckie. Na sporządzonej przezeń liście priorytetów zapewnienie bezpieczeństwa rabinom i ich uczniom znalazło się na pierwszym miejscu. O Holokauście świat jeszcze nie słyszał, ale o gettach i przesiedleniach już tak. Dla władz polskich i organizacji żydowskich jasne stało się, że jednym z celów Niemców jest zniszczenie narodu żydowskiego i jego kultury, stąd nieliczne ewakuowane z Polski na Daleki Wschód jesziwy stanowiły skarb, który należało chronić. Tymczasem wybuchła wojna na Pacyfiku, co dla polskich obywateli w Szanghaju oznaczało zamknięcie drogi ucieczki. W tej sytuacji Romer utworzył organizacje samopomocowe, które miały pozwolić naszym rodakom przeżyć do zakończenia działań wojennych.

Warto tu podkreślić, że polscy Żydzi, którzy znaleźli się w Szanghaju, poradzili sobie zaskakująco dobrze. Zorganizowali życie społeczne i kulturalne, tworząc własne polsko-żydowskie teatry czy wydając aż dwie własne gazety, z których jedna – „Wiadomości” – pisana była w dwóch językach: po polsku i w jidysz. Program ideowy „Wiadomości” zawierał przesłanie, wedle którego pomyślność narodu żydowskiego była ściśle związana z losami Polski. Polskie dzieci doskonale radziły sobie w szanghajskich szkołach, uzyskując wyśmienite noty i szybko robiąc postępy w nauce angielskiego, zaś niektóre z miejscowych kawiarni stały się centrami zażartych dyskusji polskich intelektualistów. 

Epilog

Tadeusz Romer pełnił potem funkcje ambasadora w Moskwie i ministra spraw zagranicznych w rządzie uchodźczym Stanisława Mikołajczyka. Po wojnie nie mógł wrócić do Polski, a rząd PRL pozbawił go obywatelstwa. Paradoksalnie ten, który pomagał uchodźcom, sam stał się bezpaństwowcem. Ostatecznie wyemigrował do Kanady, gdzie został wykładowcą uniwersyteckim. Zmarł w 1978 roku. Mimo niebywałych zasług na rzecz ratowania polskich obywateli, w III RP nie ma ani jednej ulicy czy placu jego imienia.

Polonia szanghajska dotrwała w komplecie do końca wojny. Gdy po jej zakończeniu z Europy przyszły wieści o wpadnięciu Polski w łapy Stalina, zrozumiała, że nie ma już dla niej powrotu do Warszawy. Ludzie rozjechali się po świecie.

W 2023 roku ukazała się przypominająca tę niezwykłą historię książka dr Olgi Barbasiewicz „Ocaleni w Azji Wschodniej”. Pozostaje mieć nadzieję, że stanie się ona początkiem procesu przywracania zbiorowej pamięci postaci Tadeusza Romera i losów ludzi, do których wyciągnął on pomocną dłoń. 

     

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów www.gazetapolska.pl

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@gazetapolska.pl

W tym numerze