Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ » x

Przechytrzyć raka i żyć bez lęku

​Zdrowie \ Profilaktyka i leczenie nowotworówTo miał być rutynowy zabieg. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że może być poważnie chora. Pierwszy szok nastąpił, gdy sam ordynator wezwał ją do gabinetu na omówienie wyników histopatologicznych. „Czyli rak” – pomyślała.  I faktycznie rak. Rozmowa była rzeczowa, decyzja o leczeniu zapadła szybko. Najpierw był płacz i typowe w takich sytuacjach pytanie: „dlaczego ja?”, a później wszystko przemyślałam i wzięłam się w garść – opowiada Maria (60 l.)
Od diagnozy do operacji minął zaledwie miesiąc. Guz wycięto razem z macicą, a potem zaordynowano radioterapię.  Maria wspomina ten czas ze ściśniętym gardłem. Gdyby nie wsparcie rodziny, od razu by się poddała. – Trafiłam na cudownych lekarzy, operację wykonano szybko, na nic nie czekałam, córki przez 30 dni po operacji robiły mi zastrzyki w brzuch, bliscy stali się nagle ekspertami od „kuchni antyrakowej”. Co trzy miesiące mam obligatoryjne kontrole, boję się tych wizyt w szpitalu, ale wsparcia mi nie brakuje i to daje siłę, nie wszyscy mieli tyle szczęścia w nieszczęściu co ja  – opowiada Maria.

Wychodzone badania

Najważniejsza jest diagnoza. Aby podjąć leczenie musisz mieć pewność, w którym miejscu organizm się zbuntował. Niby oczywista sprawa, a jednak wciąż słyszę, że ktoś chodził od lekarza do lekarza i miesiącami nie mógł się doprosić, by na poważnie potraktowano jego dolegliwości, zlecić badania. Człowiek czuje się w pewnym momencie jak natrętny hipochondryk – mówi nam Agata (34 l.), która dziesięć lat temu wyczuła guzek w lewej piersi. Agata znalazła w końcu lekarza, który zlecił biopsję, potem była operacja usunięcia guzka. Na szczęście nie był złośliwy. Strach odpuścił, ale polecono jej w szpitalu, by co pół roku robiła USG piersi. I robiła. Od kilku lat zgłasza się na badanie raz do roku, profilaktycznie. Weszło jej to w krew, tak samo jak regularna cytologia i badania krwi. – Dużo się mówi o profilaktyce, ja wkomponowałam ją we własne życie, by się nie obudzić za późno. Chociaż z tym też nigdy nie wiadomo, gdy sprawa dotyczy nowotworów, trzeba być więcej niż czujnym.  Moja siostra dba o siebie jak mało kto, na cytologię zgłasza się co pół roku, zazwyczaj wychodziła II grupa.

W ubiegłym roku zdiagnozowano u niej raka trzonu macicy. Była w szoku, ponieważ kilka dni wcześniej odebrała wynik cytologii, jak zawsze „dwójkę”. Nie mogła zrozumieć, dlaczego wyniki badania nie alarmowały, że coś jest nie tak. Lekarz jej wyjaśnił, że to tak nie działa, że sama cytologia nie wystarczy, że trzeba podejść do dbania o zdrowie bardziej kompleksowo – dodaje Agata. Tylko jak to kompleksowe dbanie o własne zdrowie ma się do diagnozy, której przecież sami sobie nie postawimy? A te bywają stawiane za późno.
A co po diagnozie?

 Co do tego, że jest to problem, nie ma wątpliwości Szymon Chrostowski, prezes Polskiej Koalicji Pacjentów Onkologicznych. – Zwykle jest tak, że pacjent jest zagubiony w systemie a  diagnoza przychodzi późno. Jak wynika z naszych badań, diagnostyka onkologiczna w jelicie grubym czy piersi potrafiła trwać nawet od 7 do 11 miesięcy. Pacjenci chodzą od gabinetu do gabinetu, nie otrzymują właściwej diagnozy, to powoduje, że choroba jest wykrywana często na bardzo późnym etapie. Tak nie powinno być – mówi Chrostowski. Zajmujemy się jako PKPO problemem szybkiej diagnostyki, byliśmy współautorem Szybkiego Pakietu Onkologicznego i według naszego monitoringu pakiet skrócił czas od podejrzenia choroby nowotworowej do postawienia diagnozy do 9 tygodni, czasem jest to nawet krótszy okres. To była nasza pierwsza wygrana w boju, jaki stoczyli pacjenci o to, by jak najszybciej trafiać do lekarzy specjalistów. Natomiast kłopot w dalszym ciągu jest taki, że pakiet onkologiczny działa do momentu postawienia diagnozy. A co dalej, gdzie można się leczyć? Znam sytuacje, kiedy  pacjentowi są wydawane papiery i  sam musi poszukać sobie ścieżki leczenia, wybrać ośrodek. Owszem, to należy też do praw pacjenta, ale problem w tym, że nie każdy  sobie z tym wyzwaniem radzi. Takim chorym staramy się pomóc jak najlepiej, szukamy dla nich ośrodków referencyjnych, przeprowadzamy przez zawiłości systemu, zwyczajnie wspieramy – tłumaczy prezes PKPO.

Masz prawo do zielonej karty

Szymon Chrostowski podkreśla, że diagnoza zaczyna się dziś na etapie wizyty w lekarza pierwszego kontaktu. Od 1 stycznia 2015 r. w Polsce są bowiem wydawane karty diagnostyki i leczenia onkologicznego (tzw. „zielone karty”) i mogą je wystawiać lekarze podstawowej opieki zdrowotnej. Wystarczy, że pojawi się podejrzenie, że pacjent może cierpieć na nowotwór.  Jak czytamy na stronie internetowej pakietonkologiczny.gov.pl: „Karta diagnostyki i leczenia onkologicznego jest nieodłączną częścią szybkiej terapii onkologicznej. Ma na celu ułatwienie pacjentowi z podejrzeniem nowotworu lub zdiagnozowaną chorobą poruszanie się w nowym systemie opieki medycznej – pełni rolę skierowania, które umożliwia rozpoczęcie leczenia w ramach szybkiej terapii onkologicznej. Wprowadzenie karty ma na celu usystematyzowanie procesu diagnostyczno-terapeutycznego. Dzięki niej diagnostyka i leczenie onkologiczne są jasno określone, a pacjent ma zagwarantowaną kompleksową opiekę medyczną na każdym etapie choroby”.
– Pacjenci z dużych miast są z reguły dobrze poinformowani o swoich prawach a do nas czasami dzwonią  ludzie z małych miasteczek, zagubieni, nieświadomi istnienia zielonej karty i tego, że ona im się należy i to od lekarza pierwszego kontaktu. A uzyskanie jej naprawdę nie stanowi problemu. Procedura przedstawia się następująco: pacjent przychodzi do lekarza pierwszego kontaktu, skarży się na pewne dolegliwości, lekarz nabiera podejrzeń, że dzieje się w organizmie tego człowieka coś bardzo niepokojącego, że być może będzie on wymagał leczenia onkologicznego. Decyduje się wystawić pacjentowi zieloną kartę i skierować go z nią do specjalisty. W rejestracji może się okazać, że zapisy do danego specjalisty są możliwe dopiero za trzy miesiące. Na podstawie zielonej karty wizytę można jednak mocno przyspieszyć. Samo wystawienie karty przez lekarza to kwestia 10–15 minut – mówi nam Jan Salamonik, koordynator Programu Pacjent Wykluczony, kampanii organizowanej przez Polska Koalicję Pacjentów Onkologicznych. - To co mnie cieszy to fakt, że lekarze rodzinni zaczęli diagnozować, bo do tej pory konsultowali. Lekarz rodzinny, jeżeli ma nawet cień podejrzenia, że pacjent może mieć nowotwór, powinien wystawić  natychmiast zieloną kartę, wszyscy na nią narzekają a ona jednak bardzo przyspiesza ścieżkę leczenia – dodaje Chrostowski.

Nie tylko leki

Maria zmieniła swoje nawyki żywieniowe. A raczej choroba je zmieniła wymuszając pewne rozwiązania, dzięki którym jakość życia chorej stała się lepsza, a ona sama już po operacji i w trakcie radioterapii mogła nabierać sił. – Staramy się budować świadomość u pacjentów, ale i u lekarzy, że żywienie jest w chorobie nowotworowej bardzo ważne. Wśród pacjentów pokutuje mit, że raka należy zagłodzić, że nie można jeść np. białka i wielu innych produktów, są różne szkoły, ale  my poprzez m.in. ulotki wychodzimy do szpitali, do pacjentów by budować świadomość, ukazywać pewne możliwości.
 
Artykuł współfinansowany
z funduszu prewencyjnego PZU
 
Smutne dane
Statystyki \ Z danych GUS wynika, że w Polsce w 2013 roku było 156,5 tysięcy zachorowań na raka, zgonów 98,9 tys. Według prognoz Krajowej Rady Ludności, do 2025 r. liczba zachorowań wzrośnie do 175 tys.