Przekaż 1,5% na media Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy! Przekaż TERAZ » x

WYWIAD Z MARKIEM DĄBROWSKIM / Dakar stylem życia

Jacek Czachor będzie mnie cisnął. Już w Maroku powiedział, że żarty się skończyły i mam jechać szybko. Trema jest na pewno większa, ale damy radę. Oczekiwania? W Dakarze trzeba mieć mnóstwo pokory – mówi kierowca ORLEN Team. Z MARKIEM DĄBROWSKIM rozmawia KRZYSZTOF OLIWA

To już szesnaście lat, odkąd Pan po raz pierwszy wystartował w Rajdzie Dakar. Szmat czasu.
Zleciało, aż sam nie wiem kiedy. Ale nie startowałem we wszystkich rajdach, czasem przeszkadzały kontuzje, zdarzało się nie dojechać do mety. Bywało też, że  w  ogóle nie startowałem, bo  przedobrzyłem podczas przygotowań i  wylądowałem z urazem w szpitalu. Cały nasz zespół bardzo się rozrósł przez ten czas. Na  Rajdzie Dakar startujemy jednak przede wszystkim jako Polacy i cały team w świecie rajdów jest utożsamiany właśnie z Polską.

Pamięta Pan swój pierwszy udział w Rajdzie Dakar?
Zgubiliśmy się już pierwszego dnia. Nie mogliśmy wyjechać z miasta Dakar. Na  kolejnym etapie tak pobłądziliśmy z  Jackiem, że  po  jakimś czasie zatrzymaliśmy się na  pustyni, zsiedliśmy z  motocykli i  doszliśmy do  wniosku, że  już  tu  kiedyś byliśmy. Najśmieszniejsze było jednak to, że  tylko nam się wydawało, iż  jeździmy w kółko. Kilometrów do mety cały czas nam ubywało.

Trochę partyzantka.
Mieliśmy do  dyspozycji dwa motocykle i  dwóch mechaników. Trudno było to  wszystko ogarnąć. Motocykle były poskładane gdzieś tutaj, w  Warszawie. Do  tego już w Afryce rajd był przerywany z  powodu zagrożenia terrorystycznego.

Przez pierwsze lata Pana startów kierowcy ścigali się po Afryce. Wolał Pan jazdę po Czarnym Lądzie czy po Ameryce Południowej?
Dla motocyklistów Afryka była dobra. To nie był tylko rajd i  ściganie, ale także odkrywanie pustyni. Z  kolei w  Ameryce Południowej jest więcej ścigania po  pustyni, ale z  dużym wsparciem technicznym. Samochody assistance jadą po pobliskich autostradach. W tym roku będzie dużo trudniej. I  to  nie tylko dla zawodników, ale też dla ekip technicznych. Trzeba będzie cztery dni spędzić na  bardzo dużej wysokości. Szczerze, nie wyobrażam sobie tego, że 2500 ludzi, bo  tyle osób pracuje przy Dakarze, da sobie radę w  wysokich górach.

Trzy lata temu zdecydowaliście się razem z  Jackiem Czachorem porzucić motocykl dla samochodu. Skąd taka decyzja?
Mieliśmy możliwość, żeby przesiąść się do auta. Na pewno łatwiej było razem wsiąść do  jednego samochodu. Połączyliśmy siły budżetowe i  dzięki temu mogliśmy lepiej wykorzystać swój potencjał. Jacek jest perfekcyjnym pilotem. Wiedziałem, że  jeśli stworzymy jeden zespół, to  nawigatora będę miał na  światowym poziomie. Zresztą pokazały to  wyniki. W  pierwszym naszym rajdzie wygraliśmy kategorię pierwszoroczniaków.

Pilot naprawdę jest tak ważną postacią w samochodzie?
W  Dakarze to  kluczowa sprawa. Pilot jest dowódcą pojazdu, to  on decyduje, dokąd jedziemy. Jak to  niektórzy mówią: to  taki umysłowy w  załodze. Ja nie mam z  tym problemu, Jacek wychował mnie jako motocyklistę. Od  lat był moim szefem, mentorem, doradcą. Wprowadził mnie w  świat sportu.

A jak układa się współpraca z Jackiem w samochodzie?
Znamy się od  1989  r. Nie mamy problemów, żeby dogadywać się w aucie, bo świetnie się rozumiemy. Rok temu jechałem Dakar z  innym pilotem i  to  nie funkcjonowało tak jak należy. Nie byłem w  stanie jechać szybko, bo  nie byliśmy dograni. Kiedy wsiadam za  kierownicę, a  obok mnie jest Jacek, wyłączam myślenie i  słucham tylko tego, co mówi.

Za  Wami bardzo udany start w  Pucharze Świata. Czy w  związku z  tym wymagacie od  siebie więcej podczas Dakaru?
Jacek będzie mnie cisnął. Już w  Maroku powiedział, że  żarty się skończyły i mam jechać szybko. Trema jest na pewno większa, ale damy radę.

Czy naprawdę jest tak, że po dojechaniu do mety uczestnik powtarza sobie pod nosem: już nigdy więcej?
Parę razy tak miałem, zwłaszcza na  początku. Ale Dakar stał się moim życiem. Tak naprawdę wyznacza nam cykl tego, co robimy od  16 lat. Cały rok naszej pracy jest podporządkowany tylko temu jednemu wydarzeniu.

Startuje Pan w  ORLEN Team od  2000 r. Bardzo zmieniła się ekipa od  tego czasu?
Od  16 lat dążymy do tego, żeby być najbardziej profesjonalnym zespołem na  świecie. Dlatego też pojazdy, na  których startujemy, to  absolutny top. Kuba Piątek, choć jest młodym zawodnikiem, ma  najlepszych trenerów i  kapitalny fabryczny sprzęt. Zresztą na  Dakarze nie patrzą na  nas jak na  ORLEN Team, tylko jak na  reprezentację Polski. Ale to  nic dziwnego. Mamy w końcu biało-czerwone barwy.
 
Artkuł powstał we współpracy z ORLEN Team.
Autor: