Przekaż 1,5% na media Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy! Przekaż TERAZ » x

Ponawiaj próby, może się uda!

Dodano: 08/10/2013 - Nr 41 z 9 października 2013
Film „Vincent chce nad morze” bił w Niemczech frekwencyjne rekordy. To znaczy, że nie tylko w telewizji przydają się obrazy utylitarne, wychowawcze. Nawet w multipleksie jest miejsce na postaci walczące z chorobą, a nie jedynie na superagentów i komiksowych herosów. Vincent z filmu Huettnera to dwudziestolatek (Fitz) dotknięty syndromem Tourette’a, więc wyrzucający z siebie przekleństwa. Skazany na odrzucenie i wysłany po śmierci matki do zakładu, w finale zyska akceptację, odkryje przyjaźń, solidarność. Choćby z kolegą, też cierpiącym na męczącą społecznie chorobę, ale także z ojcem, który dostrzeże w synu człowieka, a nie kłopot z ułożeniem życia na nowo i budową politycznej kariery. Kino tego typu upraszcza rzeczywistość, ale misja jest szlachetna. W „Vincencie…” przybiera to kształt szalonego obrazu drogi. Vicent odkrywa w ośrodku dwie bratnie dusze, kradnie z nimi samochód lekarki i jedzie nad tytułowe morze. Ojciec Vincenta i lekarka próbują ich dogonić.
     
35%
pozostało do przeczytania: 65%

Artykuł dostępny tylko dla subskrybentów

SUBSKRYBUJ aby mieć dostęp do wszystkich tekstów www.gazetapolska.pl

Masz już subskrypcję? Zaloguj się

* Masz pytania odnośnie subskrypcji? Napisz do nas prenumerata@gazetapolska.pl

W tym numerze